niedziela, 23 grudnia 2012

karp wigilijny

I pomyslec, ze kiedyś nie wyobrazalam sobie, podobnie jak pewnie duza czesc polskiego spoleczenstwa Swiat Bożego Narodzenia bez karpia. Z roku na rok tradycja w narodzie ginie, mozna powiedzieć. Szkoda.


Dla porównania powiem, ze przeciętny "Dun" nie wyobraża sobie  swiat, po ichniejszemu -jul,  bez kaczki i to kaczki byle jakiej, zamrożonej niewiadomo gdzie i kiedy. Kaczka musi byc , nadziewana jabłkami i suszonymi sliwkami.


Ale pies drapał ich  kaczki.

U mnie w tym roku, podobnie jak w kilku poprzednich karpia nie będzie.
Nie mam gdzie kupic, a do Niemiec jechać nie bede.
W Polsce niestety, coraz  mniejszy procent Polaków nie kapie się przed swietami w wannie, jako ze wtedy  powinna  ona byc zajęta przez te królewskie ryby.


Czy to nie dziwne? Dawniej, kiedy malo co bylo w państwowych sklepach,
 a potem coraz mniej, az  w końcu   tylko ocet i sol, karp musiał byc.
 Malo co bylo po królewsku, wiec pozostawał karp.
No i zachowanie się przy stole tez  bylo jakieś inne , bardziej uroczyste.
A teraz ? No teraz jest demokracja, mozna uslyszec  czyli... jak się komu podoba.
Ale ja nie chce TEJ demokracji!  Ja nawet nie chce TAKIEJ demokracji, polskiej czy jakiejś innej , ja chce zeby bylo jak dawnej.
Wtedy kiedy moja babcia kupowała jeszcze normalnie 4 karpie o wadze ok. 1,5 kg , bo takie sa najlepsze i robila je na rozne sposoby. Nawet karpia po żydowsku na słodko, z rodzynkami i cebula wraz ze wszystkimi głowami karpi,  choc do tej pory nie wiem czemu. Moze dlatego, ze u babci nic nie mialo się prawa zmarnować.

Potem, kiedy bylo juz mniej normalnie postawiono mnie z babcia w kolejce po karpie, w dwóch roznych sklepach. Ja stalam jak pamiętam w warzywniaku, a babcia w rybnym. Mróz byl wtedy dosc silny, a babcia, pani dobrze po 70-ce  stala bidula od rana, bo mama i tata w pracy. Ja chyba miałam wtedy ferie. Babcia trzymała się dzielnie, ja mniej. Mowilam osobie stojącej za mna , ze muszę na chwileczkę wyjsc z kolejki i pedzilam do babci. Nie wiadomo bylo do którego sklepu "rzuca " tzw. żywe karpie i kiedy. Jak wiec latwo mozna zrozumieć ryzykowałam wiele. Ludzi w obu kolejkach przybywało, dopychali się z boku, a kto silniejszy to się wepchał to tej praworzadniej kolejki. Malo tego, po drugiej stronie , równie długa , stala kolejka dla uprzwilejowanych.
Dla tych co juz niebardzo pamietaja te czasy podpowiem co to takiego. Otoz skladala się ona z tzw. PRL-owkisch VIP-ów, jakbyśmy to teraz powiedzieli,
 a byli to: kombatanci- raz, kobiety w ciazy - dwa, kobiety z dzieckiem na reku - trzy, honorowi krwiodawcy - cztery, członkowie ZBOWiD - piec , resztę vipow nie pamiętam, czego serdecznie zaluje , proszę o pokutę i rozgrzeszenie.
No wiec stoimy i stoimy, a w glowie mamy tylko jedno : kiedy rzuca karpie?
No bo wtedy nikt nic nie kupował! Wtedy na towar się ludzie rzucali , na kazdy, czyli na karpie tez. Towaru  nikt tez nie wystawiał na sprzedaz i bron Boze nie reklamował. Nie bylo po prostu takiej potrzeby. Moze i dobrze, bo nie psułam sobie oczu oglądaniem reklam w tv.



Dalej stoimy, ja tu , babcia tam.
Rosnie mi adrenalina. Nie wiem  gdzie rzuca, bo jak u mnie  to jakos sobie poradzę, wysportowana jestem i silna  na PRL-elowskiej szynce i masle, na kiełbasie , polskim schabie i kurczakach chowana.
Gorzej z babcia, ona przedwojenna paniusia, nie poradzi sobie.
Jak to zwykle bywa, pod koniec grudnia zapada szybko zmrok, a my stoimy. Zaczyna padac śnieg. Nie mam parasolki, babcia tez nie ma. Zal mi babci.
W kolejce nie mozna miec parasolek, gdyż w razie gdyby rzucono rybę,  groziłoby to karastrofa. Okuliści tez chcą miec swieta nie?
Latarnie uliczne swieca, a my stoimy. Patrze pod swiatlo latarni i dopiero teraz widzę jak zacina śniegiem. Rezerwuje  miejsce w kolejce, lecę pędem do domu po termos z goraca herbata. Lapie go, w progu rzucam do ojca , który wlasnie wrocil z pracy  gdzie stoimy "za ryba" i lecę dalej.
Dopadam babcina kolejkę, widzę ze babcie przesunięto o kilka osób do tylu. Zaczynam od :"ale pani tu nie stala", i upycham babcie do przodu. Babci zbiera się na placz, jest jej zimno, daje jej swoje rękawiczki. Mowie jej zeby pila szybko te herbatę, bo musze przeciez  leciec  do swojej kolejki. Babcia parzac sobie usta pije, lyczek za lyczkiem. Poganiam ja. Wreszcie wypila.
 Z sercem na ramieniu wracam biegiem do mojej kolejki. Uf jestem uratowana, jeszcze nic nie rzucili.
Mysle o babci, rozgrzala się troche ta herbata, ale mowila mi, ze nog nie czuje z bolu, sa skostniale z zimna.

Napiecie w kolejce rosnie. Scisk coraz wiekszy. Ktos dal cynk, ze ryby sa
 w drodze. To juz cos!
Mam dosc stania, ale gleboka wiara (czyzby katolicka ?) daje mi sile
 i wytwalosc. Patrze z utesknieniem, kiedy przyjdzie  tata i mnie zluzuje
w kolejce.
Zamiast taty przchodzi mama, prosto z pracy. Dowiedziala się od sasiadki gdzie stoje. Wtajemniczam mame mowiac jej ze "wnet" dowioza karpia. Mama pyta co u babci, odpowiadam, ze nie jestem na biezaco. Mlodych
 i bardzo mlodych informuje z tego miejsca , ze wtedy o takim czyms jak telefon komorkowy ani się snilo, natomiast nielicznym szczesciarzom ziszczalo się marzenie posiadania stacjonarnego telefonu, na który czekalo się w kolejce "na numer" z 10 lat ( nie przesadzam wcale!).
Mama rozumie w tym momencie, ze babcia w swojej kolejce stoi na staconej pozycji. Ja wpycham mame przed siebie, jako ze nie wiadomo po ile ryb beda "dawac". Bo wtedy, mimo ze się placilo tzw. pieniedzmi (czyli papierami
o bardzo malej wartosci nabywczej, ale o olbczymiej liczbie zer) nikt nic nie kupował. Bralo się po ile dawali, lub tez rzucali .
Ludzie się piekla, ze ta pani tu wcale nie stala, ale jakos udaje mi się mame wcisnac. Pomimo mrozu jest mi tak duszno i goraco , ze wylaze z kolejki i staje z boku. Mysle ze padne. Stojac pod murem boje się, ze nie uda mi się wcinac do srodka, w razie szturmu na karpia.  Ze zlosci zaczynam kopac butem
 w sniegu. Kurcze, jednak jestem troche szczesciara, bo wykopuje cos mokrego, co okazauje  się banknotem o nominale ...5000 zl. Jest po polowa miesięcznej pensji mojej mamy. Nieopodal jest sklep meblowy i domyślam się jedynie, ze jakiś  kolejkowicz po meblowscianke mogl zgubić tyle kasy.
Opatrznosc nade mna czuwa, kolejkowa, ale jednak ...
Nagle, jak grom z jasnego nieba  dopada nas wiadomosc, ze ryby rzucili ale
w kolejce babcinej.
Zostawiam mame na pastwę losu i lecę  do babci. Dopadam. Tak to prawda. Ciezarowka z karpiami juz dojechała i zaczęli wyladowywac ryby.
Zrobił się straszliwy ścisk. Ludzie krzycza, kobiety z dzieckiem na reku szczypią dzieci aby się darly w nieboglosy, kobiety w ciazy mdleja, starcy ze ZBOWiD-u i kombatanci okladaja się laskami, tylko honorowi krwiodawcy sa honorowi.



Babcia trzyma się na swojej kolejkowej pozycji, ale wyraźnie słabnie. Zdazylam w ostatniej chwili. Laduje się za babcia. Ktos mnie ciągnie za kaptur od  kurtki i mówi :"te mala ales ty tu nie stala".
Odwracam się i mowie, ze" ja go juz widziałam wczoraj w innym sklepie rybnym jak 5 karpi kupil, to ciekawe po co teraz stoi? Pewnie spekulant jakiś?" Ludzie zaczynają go nagabywać czy to jest prawda, on zaczyna się tlumaczyc, a tym samym uwaga od mojej osoby jest odwrócona. No i wlasnie o to mi chodziło.
Ale w tym  momencie ktos szarpie mnie rozpaczliwie za ramie. Odwracam się, to mama. Chce ja wepchanc do kolejki, ale się nie da . Co robic?
Wciaz wyladowuja ryby. Robia to wielkimi wiklinowymi koszami. Pod samochód spadło kilka ryb. Widzę jak wala pletami o chodnik. Nagle  czyjeś ręce lapia je zgrabnie .
Skończyli rozładunek.
Kolejka przypuszcza ostatni atak. Ludzi pchają się niemożliwie. "Proszę wyjąc nogę z kieszeni mojego płaszcza" - słysze rozpaczliwy glos starszego pana. "Waldziu, Waldziu gdzie jesteś? "- to znowu glos  matki, mysle sobie 
" o Boze dziecko się zgubiło kobiecie".W tym momencie słysze  basowym glosem: "tu jestem mamo". Odwracam się, hm... Waldziu ma na oko czterdziestke.



Nagle szum... "daja" po jednej rybie na glowe. Szturm trwa, kolejka kiwa się raz do przodu, raz do tylu. Babcia nie daje rady, potyka się. Osłaniam  ja moim ciałem, a mama wyciąga  spod nog kolejkowiczów, aby jej nie stratowali. Mama z babcia  pokonane  ida do domu. Zostałam tylko ja. Mysle sobie :" dam rade".  Ale po chwili nie jestem juz tego taka pewna. Stojąca parę osób przede mna piękna , filigranowa blondynkę w eleganckim niebieskim płaszczu wyciąga  dosłownie za kołnierz jakiś olbrzym. Z tylu padlo podejrzenie ze "ta pani tu nie stala".  I to wystarczyło aby wielkie łapsko tego draba ja dopadło. Na nic zdają się tłumaczenia uroczej kobiety. Fiurgajac nogami  nad ziemia  zostaje brutalnie wyrzucona na bok. Ona karpia juz dzis nie dostanie.


Po ponad 2-ch godzinach od dostawy mam moja rybę. Jest prawie tak samo zmaltretowana i poobijana jak ja. Ja ledwie zipie .Usta moje i karpia wydymają się podobnie.  



Wracam  do domu. Jestem głodna i zmarznięta, ale...szczesliwa.
Drzwi otwiera mi tata, ze slowami : "o fajnie, jeszcze jeden karp ". Jak to jeszcze jeden?
Bo tata przyniosl do domu 4 sztuki i to calkiwicie za darmo. Mame wyslal do mojej kolejki,  a sam poszedl tam gdzie stala jego mama, czyli moja babcia. Widzac ze się nie dopcha, zauwazyl porzucone pod ciezarowka karpie i  je sobie pozbieral, przyniosl do domu i wpuscil do wanny.

To byly cudowne swieta. Stoly uginaly się od potraw i ciast babcinego wypieku. A na zewnatrz tylko... ocet i sol.


Teraz w dobie demokracji wszystko się powolutku zmienia. Na zewnatrz wszelkiego towaru w brod, a w domach lada chwila ...sol  i ocet.
 
Z tych cudownych lat pozostaly mi tylko wspomnienia.

Pozdrawiam serdecznie...












 





 

2 komentarze:

  1. Test komentarza ;-)
    Chyba działa ale trzeba mieć konto na googlu...
    Trzymaj tak dalej Kiciu bo ciekawie piszesz :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Panie M. bardzo dziekuje za komentarz.Jestes dla mnie zbyt laskawy. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń